Wieczorem 11-go czerwca o godzinie 21:00 było mi dane po raz czwarty lub piąty w życiu zaobserwować klasyczny wał szkwałowy z ang. shelf cloud czyli chmura szelfowa.
Tego typu forma chmury występuje najczęściej na granicy burzowych frontów atmosferycznych oraz w superkomórkach burzowych, zawsze na przednim skraju strefy burzowej. W rejonie jej występowania zazwyczaj pojawia się porywisty wiatr, zwany szkwałem i intensywne opady. Wzrastająca prędkość przemieszczania się chmury jest często widoczna w jej czołowej części, podczas gdy pod spodem chmury pojawiają się charakterystyczne strzępy i wypukłości. Jest to dowód bardzo silnych turbulencji z których w skrajnych przypadkach dochodzi do powstania tornada.
Tego typu zjawisko i specyficzna formacja chmur burzowych fascynowała mnie zawsze. Jednakże jeszcze nigdy nie trafiłem na wał szkwałowy z kierunku wschodniego zmierzającego wprost na zachodzące słońce. Wywołało to niesamowite efekty optyczne w postaci czarnobordowego koloru wału szkwałowego.
Jeśli natkniecie się kiedyś na taką formację w terenie niezbędne jest niezwłoczne podjęcie kolejnych kroków, bardzo długich i szybkich kroków 😉
Jakieś 5 minut później rozpętało się piekło, które ucichło po około 30 minutach. A niewiarygodnie potężny ryk tej przepięknej chmurki zamienił się w błogą ciszę w której słychać było tylko z daleka syreny wozów strażackich.
Natomiast na lokalnych forach internetowych burza trwała do samego rana. Lokalna społeczność opisywała to, co zobaczyła po burzy. Niestety w większości przypadków nie były to szczęśliwe informacje.