Czy warto wybierać się do lasu listopadowym popołudniem (14:00) – zawsze warto. Cel główny fotopułapka, cel poboczny pofocić piękne jesienne grzybki. Ale jak znalazłem pierwszego czerwonego i to w całkiem dobrej kondycji to odezwał się zew zbieracza. Pod czaszką procesor wyliczał najlepszą trasę powrotu z największym prawdopodobieństwem znalezienia czerwonych a nogi same się rwały do marszu wyprzedzając procesor, zwłaszcza, że zaczynało już zmierzchać. Tak więc ustrzeliłem w sumie 5 czerwonych, z czego ostatniego już w szarości.
A w międzyczasie kurki pokazały co potrafią:
Jak pofocić jesienne grzybki, to nie mogło zabraknąć próchnilca gałęzistego.
Oraz młodziutkiej wodnichy późnej:
Staruszek opieniek był wdzięczny pokazać, że starość nie musi być brzydka.
I udało mi się uchwycić czernidłaka kołpakowatego w fazie niby jeszcze młodej ale już kapiącego czernią starości.
Zgodnie z planem, z samego rana, jak tylko pierwsze promyki słoneczka próbowały przebić się przez gęstą mgłę, stawiłem się na nadbużańskich polodowcowych górkach piaskowych. Pierwsze kroki z ogromna nadzieją skierowałem na stanowisko borowika sosnowego. Jak znów ujrzałem pocięty korzeń wszystko mi opadło. Jednakże kilkanaście centymetrów obok wystawało coś z mchu i nie był to podgrzybek ;-). Kilka centymetrów dalej kolejne dwa sosnowe przytulasy:
A za nimi czwarte sosnowe cudo:
Tak właśnie dla tej chwili zdradziłem swoje czerwone. A później już tylko monotonia – podgrzybki.
Po drodze mijałem również całe stada sitarzy, sarniaków i wodnichy późnej, która jeszcze dziewicza w niewyobrażalnych ilościach, obrasta młodniki sosnowe.
Jednak podgrzybki cały czas grały pierwsze skrzypce. I od czasu do czasu zaskakiwały mnie wspaniałymi kompozycjami.
Korzystając z pięknej słonecznej pogody i chwili wolnego czasu 18-12-2019 po 14:00 wyskoczyłem jeszcze na 1,5 h na nadbużańską Łysą Górę. W młodniku sosnowym z samosiejki (kilka lat temu była tam piękna łąka) rośnie nieograniczona ilość wodnichy późnej
w pełnym przekroju wiekowym od wilgotnych młodziutkich
po wysuszoną starszyznę.
Tak więc amatorzy tego grzybka mieliby swoje eldorado i świeże grzyby na wigilijne pierogi.
Niestety wszystkie inne spotkane grzybki jadalne tzn. sarniaki, gąski i sitarze były już w fazie połowicznego rozkładu.
Ale za to te chrobotki strzępiaste… cuda, nie mogłem się napatrzeć.
Również kostrzewa przykuła moją uwagę, która to jako jedyny pionier zasiedla piaskowe wydmy nieskażona jeszcze żadną formą życia.
Tak więc ze względu na zbliżające się święta Bożego Narodzenia piaski już raczej pożegnałem na ten kończący się rok.
Po kilku dniach mroźnych znów na weekend temperatura na plusie i znów coś zaciągnęło wilka do lasu. A w lesie wydawać by się mogło, że szaro buro i ponuro. Ale wystarczy na chwilę się zatrzymać, rozejrzeć, przykucnąć lub nawet przyklęknąć i wtedy las odwdzięczy się nam pięknem i ta szarość zamienia się w kolorowy i pełny życia las. Najżywszy kolor na dzień dzisiejszy przybiera płomiennica zimowa, której nowe młodziutkie stanowiska pojawiają się coraz liczniej.
Również stanowiska wodnichy późnej jeszcze żyją i odwdzięczają się młodymi przyrostami.
Próchnilec gałęzisty cały czas mnie zachwyca, aczkolwiek dużo stanowisk jest już w trakcie wysypu zarodników lub nawet obumierające.
Nowością dzisiaj było kilka stanowisk kisielnicy białawej (prawdopodobnie), która pojawiła się na bobrowym zrębie.
Na tych samych bobrowych “wykrotach” (dokładnie na trzech) zauważyłem fioletową galaretkę, która w młodej postaci przyjmuje postać kuleczek, które to z kolei zaczynają się fałdować i przy większych okazach grzybek przyjmuje postać fioletowego mózgu.
Po przeanalizowaniu atlasów dochodzę do wniosku, że miałem do czynienia z galaretnicą mięsistą.
Z ciekawostek trafił mi się jeszcze bliżej niekreślony grzybek nadrzewny pokryty od góry gęstą szczeciną (huba z włosami)?
Dzięki kolegom fachowcom od świata grzybów z portalu https://www.bio-forum.pl dowiedziałem się, że ten niesamowity grzybek to Wrośniak szorstki Trametes hirsuta.
Jak nie gonimy za grzybami to na prawdę zauważamy dużo dużo więcej piękna niż podczas pogoni.
Odwilż, na termometrze + 9 stopni, opadająca mgła, rosa a więc idealne warunki na leśny spacer. Dzisiaj już czysto rekreacyjnie bez nakręcania się na jakieś ostatnie itp., na spokojnie, powolutku. A to ptaszek przeleciał, a to zajączek pokicał, a to przebiegła sarenka. A tutaj stanowisko wodnichy późnej – przepiękne ociekające rosą młode razem ze starymi równie pięknymi.
A tam się wykluwa płomiennica zimowa w końcu aktywowana przymrozkami na poziomie – 6 stopni.
Na jednym pniaku próchnilec, na drugim wrośniaki, na trzecim znów jelenie rogi, na kolejnym znów indycze ogony i tak wolnym tempem powolutku do przodu.
Sielanka do czasu, w którym stanął przede mną maślak i to w całkiem dobrej kondycji. I znów serduszko mocniej zabiło, skoro jest maślak to dlaczego nie mogło by być innych rureczek?
Przez dalszą drogę starałem się nie myśleć o tym i tak jak uprzednio upajać się lasem, ale ta zaszczepiona idea już gdzieś tam wewnętrznie podstępnie knuła spisek i wywoływała niepewność a oczy od czasu do czasy robiły podświadomie zeza i uciekały jak u kameleona na boki w poszukiwaniu grzybów widmo.
Niestety więcej rurkowców nie było, ale za to trafił się inny model na najlepszą dzisiaj fotkę: